Sport - Czyli nasza aktywność poza forum

Założony przez  pr0woKator.

(08.06.2013, 21:30)gibonpl napisał(a): Ja nie ćwiczę nic po za rehabilitacjami.. Raz mnie wynosili bo mi kręg w karku wyskoczył i nie mogę ćwiczyć nawet na wf`ie. Miałem zamiar od następnego roku szkolnego zapisać się na MMA i do klubu sportowego tylko pierw muszę ciałko zrobić(w sensie masa mam niedowagę 10 kilo :(). Z czasem by doszła siłownia ale wszystko po kolei ;)

Jeżeli posiadasz wadę odcinka szyjnego, raczej nie znajdziesz miejsca na siłowni dla siebie. Podnoszenie ciężarów może w znaczący sposób pogłębić Twoją dysfunkcję.
Takie schorzenia prowadzą do obciążeń, przeciążeń, ścierania się kręgów, dysków... Nie chcę prowadzić wywodów medycznych i pokazywać jakim to świetnym i wykształconym rehabilitantem jestem (skromny) ale podnoszenie ciężarów nie jest wskazane.
Tu trzeba odciążać a nie obciążać ! Nie badałem Twojej osoby, tym samym żadnej diagnozy nie mogę wydać... ale jeżeli mogę coś zasugerować to bardziej nastawiał bym się na basen (a nie siłownie) i to pływanie techniczne, pod nadzorem odpowiedniego rehabilitanta/fizjoterapeuty np. uważam, że pływanie stylem klasycznym nie jest dla Ciebie wskazane, natomiast np. grzbietem tak.... Ogólnie temat woda, to forum nie medyczne a na odległość można tylko zgadywać... ale siłownie bym sobie odpuścił. Tym bardziej jeżeli ma się odbyć bez lekarza lub rehabilitanta (odpowiedniego) na instruktorze kulturystyki, który jest po w-f nie warto polegać, taka osoba nie oceni Twojej postawy (np. odcinka szyjnego) pod kątem posiadanych dysfunkcji i trzaśnie Ci trening na masę jak dla osoby bez wad kręgosłupa i tyle. Jeżeli instruktor będzie wystarczająco rozgarnięty to sam wyśle Cię do lekarza specjalisty byś wrócił z kwitkiem, że możesz "dźwigać ciężary"
Od rehabilitanta dostałem zaświadczenie że powinienem uczęszczać na basen. (mam 2h za 1zł xD). Rehabilitacje mi już w większej części pomogły w sensie już nie boli mnie kark itp., ale to chyba wiadome że nic od ręki nie znika.. Wiem jedno że muszę się dużo ruszać bo to właśnie przez komputer mam te problemy.. Cały czas siedzę przed nim (bo nie ma z kim wyjść pograć itp...), moja mama ma ponad 50lat i ma raptem 2 kręgi niestabilne (w izbie skarbowej pracuje/Kraków :D), a ja mam 14 i mam aż 3+jeden przesunięty! Powiedziałbyś mi co mógłbym jeszcze zrobić prócz basenu i więcej ruchu? Żeby to już mnie nie męczyło.. :<
Przecież to Twój lekarz powinien Ci ustalić odpowiedni plan. Radziłbym Tobie też zainwestować w dobry fotel do kompa, aby mieć poprawną pozycję :).
Bez zdiagnozowania można rzucać tylko bardzo ogólnikowo. By móc wydać jakie kolwiek postępowanie rehabilitacyjne musi być przeprowadzone rozpoznanie przez lekarza specjalistę, w Twoim przypadku musi być to ortopeda, neurolog lub reumatolog (Który najlepiej ?) O tym decyduje lekarz rodzinny, on wystawia skierowanie na podstawie tego co masz już zdiagnozowane w swojej karcie/dokumentacji medycznej. Jeżeli stać Cię na luksus w postaci wizyty prywatnej, tym samym sam wybierasz gdzie i do kogo idziesz to proponował bym ortopedę...

Ortopeda stawia rozpoznanie (Co Ci dolega) z doświadczenia wiem, że zdjęcia typu RTG itp.. to cóż, to jest fajne i pomocne w poszukiwaniu złamań itp. w rozpoznaniu np. kifozy, lordozy szyjnej ("skrzywienie") itp. ale u Ciebie trzeba pójść krok dalej i wykonać rezonans magnetyczny min dwóch odcinków kręgosłupa (odcinek szyjny i piersiowy) a najlepiej nie bawić się i zrobić całego kręgosłupa. Prywatnie rezonans jednego odcinka to plus minus 500zł (zależy od województwa i u kogo) Państwowo cóż... Jak jesteś cierpliwy i masz szczęście możesz starać się o skierowanie.

...i dopiero z Rezonansem Magnetycznym udał bym się do ortopedy. (Rezonans Magnetyczny jest bezbolesnym zdjęciem, tak jak RTG) Ortopeda opierając się o rezonans wyda diagnozę (lub wyśle do innego specjalisty np. reumatologa) i dopiero na tej podstawie rehabilitant/fizjoterapeuta może działać (W chwili gdy Twoja jednostka chorobowa zostanie dokładnie rozpoznana) W obecnej sytuacji nie wiem nic o stanie Twego odcinka szyjnego tym samym złamał bym etykę dając jakie kolwiek porady. Czysto teoretycznie możesz (oczywiście nie musisz) posiadać np. lordozę szyjną (wygięcie kręgosłupa szyjnego) i tu jedne ćwiczenia są wskazane inne nie (Ponieważ zamiast pomóc, mogły by pogłębić skrzywienie) tym samym nie wiem jakie ćwiczenia są dla Ciebie wskazane, a które nie wskazane. Tym samym cały zakres Kinezyterapii (leczenia ruchem - ćwiczenia/gimnastyka korekcyjna) jest w obecnej chwili zagadką. W ciemno nie można mi wydać żadnej opinii czy też zaleceń dotyczących rehabilitacji w postaci jak masz ćwiczyć by wadę zmniejszyć, wyeliminować lub zapobiec jej pogłębianiu.

To samo tyczy się zakresu fizykoterapii (np. laseroterapii) ponieważ w zależności od schorzenia (jednostki chorobowej) i stanu choroby stosuje się różne zabiegi o różnych dawkach i różnym czasie ich trwania. Tym samym mógłbym tylko ogólnie napisać na jakie zabiegi (najprawdopodobniej) się łapiesz - co nie ma sensu, bo tylko byśmy gdybali, a sama lektura (Post) była by 10 razy dłuższa : ) Na obecną chwilę mogę tylko zgadywać czy np. masz zwyrodnienie lub czy może masz dyskopatię itd. itp.

Podobnie z masażem, jako rehabilitant nie wykonał bym masażu leczniczego (nie mylić z relaksacyjnym) nie znając przyczyny bólu, stanu choroby (np. stan ostry) i nie posiadając rozpoznania. Uważam, że było by to błędem, tak mnie nauczono.

Tym samym.. na odległość mogę jedynie zalecić zdiagnozowanie jednostki chorobowej udając się do lekarza specjalisty - Dopiero na podstawie karty medycznej + rozpoznania "dysfunkcji" mógłbym wypowiadać się o konkretach określając konspekt postępowania rehabilitacyjnego, jakie zabiegi, jakie ćwiczenia, ile razy, jak pływać, jaki masaż itp. itd.

Jesteś młody i obecnie jeżeli zadbasz prawidłowo o swój szyjny odcinek, nie będzie dla Ciebie uciążliwy. Tym samym jeszcze raz lekarz w celu rozpoznania, z rozpoznaniem do rehabilitanta/fizjoterapuety - najlepiej takiego, który posiada specjalizację - II Stopien Rehabilitacji Ruchowej lub bogate doś. zwodowe.
Tiaa. Byłem u lekarza rodzinnego (w szpitalu leżałem od 8 do 14.., bo nie mogłem się ruszać.). Zbadał mnie i wystawił skierowanie do Neurologa on też mnie badał i to musiałem jechać do Krakowa bo u mnie jest tylko dziecięcy.. Następnie po przepadaniu wysłał mnie na prześwietlenie odcinka szyjnego z głową w dół i w tył (takie coś jak złamanie nogi itp.). Po czym wysłał mnie do ortopedy! On tak samo mi mówił o rezonansie, który mogę dopiero wykonać za 2-3 lata.. Skierował mnie on na rehabilitacje odcinka szyjnego (nie pamiętam jak to się fachowo nazywało). Miałem 2 tygodnie rehabilitacji chodziłem pilnie i pilnie robiłem ćwiczenia. Teraz zaczynam chodzić na basen i coraz częściej jeżdżę na rowerze. Dodatkowo staram się prostować bo przez komputer zaczyna mi się robić "garb". Innymi słowy komputer mnie niszczy.. :<


@Ahh i bym zapomniał u siebie (w szpitalu) miałem robione jakieś badanie (leżałem na łóżku i wjechałem tylko głową to jakieś dziury :D).
(01.07.2013, 19:14)gibonpl napisał(a): @Ahh i bym zapomniał u siebie (w szpitalu) miałem robione jakieś badanie (leżałem na łóżku i wjechałem tylko głową to jakieś dziury :D).

To mógł być rezonans. Sprawdź.
Jeżeli jakiś ortopeda nie wydał diagnozy, zalecam udanie się do innego lub szczegółowe wypytanie jakich badań potrzebuje do rozpoznania (Ponad to byłaś tam chyba bez rezonansu, nic dziwnego, że mógł mieć problem z rozpoznaniem) po usłyszeniu jakie badania są potrzebne, prosić o skierowanie lub wykonać (koszt własny) badania prywatnie i z powrotem do lekarza.
Szukałem takiego tematu. Ze sportu generalnie jestem kiepski, ale regularnie chodzę na siłownię. Nie tyle dla sylwetki, co raczej dla zdrowia. Ktoś tu jeszcze pakuje?
Ja uwielbiam jazde na rowerze - to moja mega pasja :) Czasami tez pykam w noge na osiedlu :)
Kiedyś w sumie nic, niewiele.. ale od pewnego czasu sport stanowi ważną część w moim życiu ;)
Sporo śmigam na rowerze tj. sporo w porównaniu do raczej większości osób, bo z zawodowcami mierzyć się nie mogę. W tamtym roku zdecydowałem się na rower crossowy i to był strzał w dziesiątkę. O wiele przyjemniejsza jazda niż na góralu... teraz marzę o kolarzówce i połykaniu kilometrów.

Do tego siłownia. Nieprofesjonalna, bo mam za daleko, aby opłacało się jeździć - taka sobie domowa, ławeczka, gryf prosty, gryf łamany, nieco hantli. Ćwiczę 2 razy w tygodniu po około godzince, raz "na wszystkie partie", a raz tylko plecy. W szczególności martwy ciąg mi przypadł do gustu i o ile w wyciskaniem radzę tak sobie, o tyle z tym naprawdę nieźle (w sumie wszystko co mogę założyć, około 100 kg). Przydałoby się coś jeszcze, wyciąg, do tego koniecznie drążek, no ale nie ma gdzie. Oprócz siłki są codzienne poranne ćwiczenia, kalistenika: pompki, półbrzuszki, przysiady.

Od tego roku czasami też biegam, acz już dwie kontuzje zaliczyłem, więc z tym bardzo ostrożnie. Piszczele jeszcze słabe ;)
Powiem tak SPORT był, jest i będzie numerem 1 w moim życiu, może to być amatorska jazda na rowerze latem chociaż wolę po 100, 150 km walić, jest siłownia, są czasami biegi, także SPORT na wszelkie sposoby.
3 lata temu będąc w Kołobrzegu na Sunrisie (sama impreza nocą taka sobie), ale jest też impreza na plaży, jest masa dyskotek przy plaży gdzie można się bawić i najważniejsze jest klimat, lipiec, ciepło, mewy i dziewczyny więc jest klimat... no i tak idąc w spodenkach tylko koło plaży, masa panienek, która mnie mijała (okulary miałem przeciwsłoneczne więc nie widziały czy się patrzę na ich oczy czy nie) pierwsze co to spoglądała na brzuch, a potem wyżej na twarz.
Kaloryfer to fajna sprawa jak się wyrobi i robi wrażenie, ale trzeba dobrze nad tym pracować, także warto warto ćwiczyć.

I polecam też Kołobrzeg ;-)
Rowerek!
Zamierzam wybrać się na siłownię, ale ciężko :D
Zdecydowałem się w ostatnim czasie i kupiłem szosówkę.
Tydzień na niej pośmigałem i mam kompletnie mieszane uczucia: z jednej strony rower jest bardzo lekki i szybki, mimo iż nie mam doświadczenia (wczoraj było 50 km @ 29,5 km/h), z drugiej natomiast pozycja na szosie raczej średnio mi odpowiada. Niezbyt to wygodne, choć trzeba przyznać, że mam za długi mostek i wrzucenie krótszego mogłoby znacznie poprawić sytuację. Wszystko jest jednak oczywiście twarde, a i problem mam ze stwierdzeniem, gdzie tym jeździć... w weekend jak ruchu nie było to super, ale w tygodniu bywa już gorzej.

Wczoraj przejechałem się po tej przerwie crossem no i... whow, co to w ogóle jest? Jakbym pierwszy raz na nim siedział - wyżej, wygodniej, jak chcę to i wyprostowany. Mimo wszystko natomiast całkiem szybko. Trudny wybór... teraz albo odchudzanie crossa (np. sztywny widelec), albo zrobienie z niego lekkiej terenówki i zatrzymanie szosy. Niemniej duszę mam minimalistyczną i jeżeli coś mam redundantnego, to się na ogół pozbywam :)

A może ktoś jeździ / jeździł szosą mi podzieli się swoimi wrażeniami odnośnie pozycji, wygody itp?
Nikt nie pisze w tym temacie, ale co mi tam.. ja napiszę :D Od tamtego roku dużo się stało, bardzo dużo. Męczyłem się nieco z rowerem szosowym, nawet chciałem go sprzedać... ale ostatecznie wymieniłem mostek, kierownicę na kompaktową i... zakochałem się w tym wynalazku <3 Szybko, szybkiej i jeszcze szybciej... a do tego nauczyłęm się wszystko serwisować. Najpierw ogarniecie przerzutek przednich z trymowaniem, a później wymiana całego napędu - suport i korba z FSA na Shimanowskie, bo dorwałem cudną ultegrę. Tak oto powstał mój pocisk, który po dokupieniu licznika kadencji pozwolił mi w dosyć krótkim czasie ogromnie poprawić technikę jazdy:

[Obrazek: Un2Jn34.jpg]

Na początku roku sprzedałem rower crossowy i myślałem, że zostanę przy samej szosie.
Stało się jednak inaczej.
W czerwcu znalazłem na OLX ofertę taniego MTB... kupiłem i... czar górali mną zawładnął. Skończyło się to tak, że sprzedałem szosę, sprzedałem MTB i kupiłem innego, którego właściciel chyba zwariował, bo zrobił z rowera "pełny XT" po czym sprzedał go za mniej niż połowę. Nie narzekałem, brałem i śmigam nim do tej pory:

[Obrazek: tnmeoAr.jpg]

Na tym się jednak skończyć nie mogło, bo ja nie jestem człowiekiem, który usiedzi na miejscu... jechałem tu, jechałem tam. W terenie, po asfaltach, ze znajomymi no i sam. Nieco ponad tydzień temu trasa do Bolesławca, potem na Złotoryję, ale ostatecznie trafiłem na zamek Grodziec. Ja pierdyle... podjazd to niesamowita górka, myślałem, że kopnę tam w kalendarz i to ze dwa razy. Za to zjazd... cudna sprawa :D Ogółem wyszło nieco ponad 130 km z konkretną średnią na liczniku (> 26 km/h) i powiem Wam, że jak dla mnie MTB to nie jest sprzęt na takie trasy. Móc można, ale tak się dostaje w tyłek, że to nieporozumienie.

Zacząłem więc szukać czegoś innego i... zamówiłem wczoraj mój pierwszy rower przełajowy. Pozwolę sobie zarzucić zdjęciem z forum szosa.org:

[Obrazek: 11pVjLn.jpg]

Nie wiem jak będzie, bo co prawda kocham kierownicę typu baranek, przełaj jest szybszy, ale i mniej komfortowy od sofy (znaczy się MTB)... trzeba spróbować, a następnie podjąć decyzję, z którym się pożegnam - bo dwóch nie chcę, koszty utrzymania roweru, w szczególności górala na hydraulikach i z sensownym amortyzatorem, to przy moich przebiegach rocznie większe wydatki niż to co wkładam w samochód :D Jednego jestem natomiast pewien... rowerowa szajba mi odbiła i tego zmieniać nie chcę. Polecam każdemu, świetna zabawa.
Nikt dawno nie pisał to pozwolę sobie temat odświeżyć.
W tym roku zdecydowałem się, że spróbuję siły w maratonach MTB (a i nie tylko) - w ramach Kaczmarek Electric MTB. Bo czemu by nie.. noga jakaś jest, można było spróbować zawalczyć i przekonać się, jak wypadam w stosunku do innych.

Debiut odbył się w Rydzynie, jechałem na dystansie Mini, zresztą jak i pozostałe maratony. Trasa na tym dystansie w sumie płaska, jazda dojazdami pożarowymi po lesie. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wielkość imprezy - ponad 1000 uczestników, wszędzie różne punkty, po wyścigu można było na spokojnie z ludźmi pogadać o tym, widzieć w nich taką samą pasję. Po prostu coś wspaniałego! A co do wyścigu.. to nie dałem z siebie wszystkiego bo nie miałem licznika widocznego na kierownicy, przez co nie byłem pewien na jakim dystansie jestem i na mecie był jeszcze pewien zapas. Wynik jest był dobry - starczy powiedzieć że po tym wyścigu przesunięto mnie z sektora 6 (na nim się zaczyna jak się jest nowym) od razu na 3.

Po miesiącu kolejne zawody, tym razem w Żarach. Jechałem z zamiarem uderzenia na Mega, ale byłem przetrenowany i niespecjalnie wypoczęty po poprzednim dniu - zmęczony i rozkojarzony. A tu już płasko nie było.. zaatakowałem trasę trudną technicznie (sporo stromych zjazdów pełnych korzeni) z ogromnymi brakami w technice i na sztywnym widelcu. Efekt taki, że podczas wyścigu zaliczyłem 2x wywrotkę, dwa razy przelatując przez kierownicę. Za pierwszym razem "luzik", za drugim dostał mocno bark, na tyle mocno, że ostatnie 5 km z trasy o jakże kosmicznej długości ledwie 20 km wręcz "człapałem się" byleby dojechać, byle już tak nie bolało. Tego samego dnia SOR, prześwietlenie - na szczęście nic nie było. Mijają dwa miesiące, a bark nadal przy pewnych ruchach pobolewa, ale niedawno byłem na USG i wiem, że jest ok. Ten maraton dał wiele do myślenia - obudził lęk i respekt w terenie, do tego zmotywował do powrotu do amortyzatora. Ogólnie kosztowna to była zabawa.

W międzyczasie wyścig innego typu - sztafeta triathlonowa na długości 1/4 Iron Mana. Kolega płynął, inny biegł, a ja miałem za zadanie będąc w środku jechać na rowerze - 45 km, szosa i pełne prucie. Nie byłęm w pełni formy, ale w sumie nikt z nas nie był, a jedna z osób do tego po nocce :lol: Pojechaliśmy na zawody w Mietkowie, wzięliśmy udział i wyszlo to nieźle. Dało mi też pogląd na to, jak wyglądają zawody gdzie leci się szosą - i przyznam szczerze, że choć człowiek czuje się nieco jak chomik w kołowrotku (po prostu prujesz ile się da), tak wrażenie lekkości, szybkości.. no robi swoje, po prostu.

Wspomniana kontuzja wykluczyła mnie z lokalnego rajdu MTB, ale pojawiłem się na kolejnym etapie Kaczmarka w Kargowej. Tutaj odbyło się bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek, choć jechałem już zupełnie inaczej: na prostych i płaskich odcinkach owszem, na maxa, ale na zjazdach gdzie nie byłem czegoś pewien, po prostu schodziłem z roweru. W efekcie wynik był już daleki od tego czego bym oczekiwał (około środek stawki na dystansie mini). No i ten rajd spowodował, że przemyślałem sprawę i postanowiłem dać sobie spokój z MTB, przynajmniej na jakiś czas - życie się zmienia, sporo w nim się zmienia, lubię jeździć, ale ryzykowanie tego typu to za wiele (tzn. byłoby ok, gdyby nie chęć walki do upadłego), już wolę mijanie przez TIRy.

Co dalej? Nie wiem, na razie nieco uporządkowałem rowery, mieszam obecnie jazdę na rowerze z bieganiem, uczę się też pływania, choć to idzie dosyć ciężko bo "trudno mi zaufać wodzie". Na koniec kilka słit foci, a co tam, pochwalę się!

[Obrazek: 45D39Jo.jpg]

[Obrazek: 5BviExY.jpg]

[Obrazek: o3iarDP.jpg]
U mnie ze sportem jest trochę na bakier, ale od czasu do czasu biegam lub jeżdżę rowerem. Ostatnio wytańczyła się na ślubie przyjaciółki. W ramach upominku dostała ode mnie spersonalizowany album na zdjęcia ślubne i oczywiście kopertę. Album jest wykonany z drewna więc nie zniszczy się szybko. Na temat takiego albumu można przeczytać w tym artykule: https://www.dziennikwschodni.pl/artykuly...68382.html Prezent został przyjęty z radością.



Użytkownicy przeglądający ten wątek:

1 gości