Dołącz do zespołu ekspertów! Backend lub Frontend Developer?

Sprawdź najnowsze oferty pracy naszego partnera - 8lines.io!

Jak spędzacie Święta?

Założony przez  DamYan.

Rzucam luźny temat, ponieważ z jednej strony mamy katolicki kraj wg statystyk, natomiast jest coraz więcej ludzi poszukujących innych klimatów. Dziwi jednak fakt, że Ci, którzy za katolików się nie uważają, najczęściej czekają jak na zbawienie na te Święta, aby mieć wolne, jeżdżą po rodzinach etc. etc.

Jak u Was wyglądają Święta? Jakie macie tradycje w domach? Czy kiedykolwiek zapukał do Was człowiek, dla którego zostawiamy puste miejsce przy stole i go wpuściliście? Jestem bardzo ciekawy Waszych opinii.
W tym roku miało być tylko najbliższą rodziną poza Polską, ale jak zwykle nieco się zmieniło no i plany niestety nie wypalą, a szkoda, bo tam gdzie chciałbym czułem się świetnie.

Będzie więc "jak zwykle" - rodzinne, w całkiem sporym gronie. W sumie to w lekkich rozjazdach, bo najpierw wigilia u jednych dziadków, a potem powrót i pasterka (ja preferuję dziesiątą, zresztą jestem w kościele dwa razy do roku tylko ze względu na rodzinę)... w sumie wychodzi na to, że nie jestem na dobre ani u jednych, ani u drugich, sam naprawdę tego nie lubię, no ale szczerze niewiele mam do powiedzenia (a kłótnie w święta też mi się nie widzą).
raz święta u rodziców, raz u teściów, raz sami i tak w kółko :) Teraz przypada na teściów - u nich wigilia to tony karpia i grzyby w każdym możliwym daniu. Dopóki się nie pojawiłam to 'chodzili' na pasterkę - w sensie łazili dookoła kościoła, każdy gdzieś tam. Mąż zapalić, bo przecież za długo trwa msza, teść gdzieś, teściowa w samochodzie... teraz po prostu albo chodzą do kościoła, albo nie idą w ogóle, skoro mają się szlajać, bo się zbuntowałam.
U moich rodziców wigilia to 12 dań i okropny kompot z suszonych śliwek... i makówki ;) Dużo osób, siostra, dziadkowie.
A święta u mnie w domu - to w ogóle wyższa szkoła jazdy. Przed wigilią koty mam z głowy, pilnują karpi na brzegu wanny. Nic ich stamtąd nie ruszy. Ale jak karp jest już zabity i czeka na smażenie, to z kolei trzeba pilnować kotów, bo chcą części karpi (np głowę) zaciągnąć pod łóżko. Problem w tym, że taka głowa karpia jest większa od kota... W sobotę ubieramy choinkę - bombek mam zawsze więcej o dwie niż powieszę - tak, koty sobie wiszą... Sprzątam, gotuję (zbieram zapisy na mycie okien u mnie - piszcie na PW ;)), jak mamy święta wyjazdowe, tak jak w tym roku, to tylko pasztet z dziczyzny, makówki i ciasta. Jak u siebie to gotowania jest więcej.
Sama nie miałam takiej sytuacji, ale moja babcia kiedyś przyjmowała niespodziewanego gościa. Talerz zawsze jest, myślę jednak, że w dzisiejszych czasach nie spotyka się już wielu ludzi, którzy się błąkają po świecie w wigilię. Kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami i miałam psa, to uwielbiałam z nim wychodzić w wigilię na spacer - żywej duszy, śnieg, skacząca owca z uszami (mój pies był małym, kudłatym foksterierem i zapadał się w śniegu) - tego to mi brakuje, bo koty po śniegu pełzają tylko... nauczyłam je aportować, lubią wodę, ale nie sądzę aby polubiły śnieg tak jak mój pies.
Po świętach jedziemy najczęściej na narty choćby na 2 dni, teraz się chyba uda do sylwestra.
Jeśli chodzi o chrześcijańskość świąt - dla mnie święta to ogromny zbiór zasad, tradycji (wiecie, łuski z ryby pod talerzem, siano pod obrusem, dodatkowy talerz, brak mięsa w wigilię), wiem że wiążą się z narodzeniem Jezusa, ale wiadomo też że w ewangeliach nie ma żadnej wzmianki o dacie kiedy się urodził (pominę fakt badań że w lecie). Bliższe zresztą są mi inne religie, ale też nie jestem w stanie nie obchodzić świąt. Może ktoś to nazwać hipokryzją. Ja to nazywam tradycją i tak też będę wychowywać swoje dzieci.
W moim pryzpadku odbywa się to wszystko zdeycdowanie po katolicku, taka już tradycja.

Do domu zawsze wracam dzień lub dwa przed Wigilią, wtedy tak naprawde mam dopiero czas na kupienie prezentów, uzupełnienie braków. 24-tego ubieram choinkę, oczywiście żywą, czasem pomagam w kuchni, oczywiscie smakując każdej z potraw by ocenić czy dobra:)

Sama wieczerza w pełnym komplecie - cała najbliższa rodzina zbiera się wspólnie u dziadków, jedno wolne miejsce przy stole [ drzwi zamknięte na dwa zamki:) ], jakieś kolędy, życzenia, opłatek, ciepłe słowa, potem kazdy zaczyna się chwalić co osiągnął przez ostatnie miesiące [ ta nasza polska mentalność ], następnie seria dociekliwych pytań jak miewa się moja druga połówka [ której zazwyczaj nie mam ]. Na stole 12 potraw, oczywiście z karpiem i barszczykiem na czele do tego makaron z makiem [ nie wiem jak to się nazywa, nikt tego nie dotyka ale jest ], sianko, bardzo dużo sianka pod obrusem, co warte podkreslenia cała impreza bezalkoholowa.

Około godz. 22-23 powrót do domu, potem do kościoła, bo przecież pasterka do 'zaliczenia' ze starymi, dobrymi znajomymi.

Kolejne dwa dni schodzą się na wizytach u przyjaciół i rodziny, dzień po świętach zawsze wolny na spokojny powrót i przestawienie się na tryb szarej codzienności.



Użytkownicy przeglądający ten wątek:

2 gości