raz święta u rodziców, raz u teściów, raz sami i tak w kółko
Teraz przypada na teściów - u nich wigilia to tony karpia i grzyby w każdym możliwym daniu. Dopóki się nie pojawiłam to 'chodzili' na pasterkę - w sensie łazili dookoła kościoła, każdy gdzieś tam. Mąż zapalić, bo przecież za długo trwa msza, teść gdzieś, teściowa w samochodzie... teraz po prostu albo chodzą do kościoła, albo nie idą w ogóle, skoro mają się szlajać, bo się zbuntowałam.
U moich rodziców wigilia to 12 dań i okropny kompot z suszonych śliwek... i makówki
Dużo osób, siostra, dziadkowie.
A święta u mnie w domu - to w ogóle wyższa szkoła jazdy. Przed wigilią koty mam z głowy, pilnują karpi na brzegu wanny. Nic ich stamtąd nie ruszy. Ale jak karp jest już zabity i czeka na smażenie, to z kolei trzeba pilnować kotów, bo chcą części karpi (np głowę) zaciągnąć pod łóżko. Problem w tym, że taka głowa karpia jest większa od kota... W sobotę ubieramy choinkę - bombek mam zawsze więcej o dwie niż powieszę - tak, koty sobie wiszą... Sprzątam, gotuję (zbieram zapisy na mycie okien u mnie - piszcie na PW
), jak mamy święta wyjazdowe, tak jak w tym roku, to tylko pasztet z dziczyzny, makówki i ciasta. Jak u siebie to gotowania jest więcej.
Sama nie miałam takiej sytuacji, ale moja babcia kiedyś przyjmowała niespodziewanego gościa. Talerz zawsze jest, myślę jednak, że w dzisiejszych czasach nie spotyka się już wielu ludzi, którzy się błąkają po świecie w wigilię. Kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami i miałam psa, to uwielbiałam z nim wychodzić w wigilię na spacer - żywej duszy, śnieg, skacząca owca z uszami (mój pies był małym, kudłatym foksterierem i zapadał się w śniegu) - tego to mi brakuje, bo koty po śniegu pełzają tylko... nauczyłam je aportować, lubią wodę, ale nie sądzę aby polubiły śnieg tak jak mój pies.
Po świętach jedziemy najczęściej na narty choćby na 2 dni, teraz się chyba uda do sylwestra.
Jeśli chodzi o chrześcijańskość świąt - dla mnie święta to ogromny zbiór zasad, tradycji (wiecie, łuski z ryby pod talerzem, siano pod obrusem, dodatkowy talerz, brak mięsa w wigilię), wiem że wiążą się z narodzeniem Jezusa, ale wiadomo też że w ewangeliach nie ma żadnej wzmianki o dacie kiedy się urodził (pominę fakt badań że w lecie). Bliższe zresztą są mi inne religie, ale też nie jestem w stanie nie obchodzić świąt. Może ktoś to nazwać hipokryzją. Ja to nazywam tradycją i tak też będę wychowywać swoje dzieci.